Strona główna

czwartek, 31 października 2013

Uzupełnienie kosmetyków & wydatki: październik 2013 || Halloween?

 Zauważyłam, że mimo pół roku skąpych wydatków kosmetycznych wciąż mi ich w domu nie brakuje. Jeśli czegoś potrzebuję, to zazwyczaj są to jakieś zachciewajki lub pojedyncze produkty, których nie mam w zapasie. Proces zużywania zakupionych i odłożonych "na potem" rzeczy trwa.

Tymczasem korzystam z drobnych przyjemności, które z rodzaju kosmetycznych wariacji definitywnie przeniosły się do wanny. W ten oto sposób w ręce wpadły mi w tym miesiącu:


Kula do kąpieli z zieloną herbatą (3,99 zł) i olejek do kąpieli/pod prysznic Tutti Frutti (9,99 zł).

Wydatki za październik 2013:
13,98 zł
 
* * *

Dziś ostatni dzień października. Jedni szykują się na halloweenowe szaleństwo, inni narzekają albo na nie albo na zbliżający się pokaz mody nowych płaszczy i bucików (który z nie do końca zrozumiałych dla mnie przyczyn odbywa się na cmentarzach). Bądź co bądź najbliższy weekend do spokojnych i nie emocjonujących należeć nie będzie i pewnie każdy z nas znajdzie powód do marudzenia (pogoda, kolor zniczy, przyjeżdżający wujek, którego nie lubimy...). Zobaczymy co z tego wyjdzie w tym roku - na razie mam ku temu wyjątkowo spokojne podejście.

niedziela, 27 października 2013

Dwufazowy czy uniwersalny? Demakijaż z Ziaja.

Dziś mam dla Was krótkie porównanie dwóch płynów de-makijaż od Ziaja: uniwersalny vs dwufazowy. Kupiłam je za grosze w Rossmannie podczas obniżki -40%. Wypróbowałam, nie jest źle. A czym one się różnią? Na blogu usłyszałam, że płyn uniwersalny to bubel. Za to ja kupiłam go z polecenia koleżanki.

Z lewej płyn uniwersalny, z prawej na zdjęciach dwufazówka. 
Obydwa w takim samym opakowaniu: 120 ml. Buteleczki zakręcane (poręczne, ale w podróży obydwie ciekły). 
Uniwersalny: ok. 6,00 zł, Dwufazowy 7,50 zł. Nie majątek, mały plus ku uniwersalnemu.


Używałam ich do różnych celów. Obydwa dobrze zmywają większość kosmetyków, nie podrażniają oczu. Cienie schodzą, eyeliner po przytrzymaniu chwilę dłużej też. Tusze schodziły dobrze, dopóki nie sięgnęłam po mój ulubiony z Avon. Płyn uniwersalny go zmywa, choć zawsze jakaś odrobina zostanie u nasady jakiejś rzęsy i muszę poprawić. Ale schodzi. Za to dwufazówka poniosła sromotną klęskę. Przy jej pomocy można pozbyć się maskary jedynie trąc oczy i w ten sposób wykruszając kosmetyk.


Poza tym w przeciwieństwie do jednofazowego płynu, ten droższy pozostawia nieprzyjemną tłustą warstwę na skórze. Jednofazowy skóry nie wysusza.

Stosowanie, opis producenta + skład: kliknij by powiększyć.

Na koniec coś od producenta (foto). Opisy dość podobne. Są różnice w składzie, ale mnie nic nie powala (może za mało o nich wiem).

Plusy obu:
+ tanie
+ zmywają większość moich kosmetyków do codziennego makijażu
+ nie podrażniają i nie wysuszają

Minusy obu:
- cieknące opakowanie!
  Dodatkowo dwufazowy: nie zmywa mojego tuszu do rzęs i zostawia tłustą warstwę na skórze.

Reasumując: starcie wygrywa zdecydowanie płyn uniwersalny, choć bez wielkich fajerwerków. Płyn jest tani i chyba ma adekwatną cenę do jakości. Gorzej z dwufazowym. Może kiedyś z braku laku kupię ten jednofazowy, ale myślę że w tej cenie znajdę dla mnie alternatywę.

czwartek, 24 października 2013

Fotograficzny kolaż z ubiegłego tygodnia.

Najpierw irytowały mnie zdjęcia-do-niczego-nie-pasujące, które wędrowały w sieci. Taki ni pies, ni wydra. Potem nie rozumiałam po kiego grzyba je robić? Na co komu wyrwane z kontekstu fragmenty prywatności. I w dodatku robienie fotek wszystkiemu co nie ucieka - niczym chińska turystka. Fe.
Kiedy oswoiłam się z blogowaniem, polubiłam kilka blogów... zaczęły mnie interesować posty tego typu u blogerek, które polubiłam i do których zaglądam, aby wiedzieć co u nich słychać. Ostatnio pomyślałam, że to może być formą fajnej zabawy.

I tak proszę potraktować poniższe wytwory: moja niezobowiązująca zabawa, nie do końca przemyślana. Temat przewodni: ubiegły tydzień z motywami mojej codzienności, jesieni i tego co lubię.

Cz. 1
Foto 1.: Ciasto marchewkowe! Do tej pory słyszałam o nim jedynie w hamerykańskich filmach. A tu nagle Czarne Espresso napisała, że znalazła dobry przepis. Potwierdzam: jest rewelacyjne.

Foto 2. Mamy piękną polską złotą jesień, w końcu! W październikowym słońcu szukałam szczęścia.
Foto 3. Była sobie dynia, jest latarenka. Niekoniecznie halloweenowa. Po prostu jesienna.
Foto 4. Na spacerze po przeciwnej stronie Odry usadowił się wędkarz. Dla mnie jest trochę późno na wędkowanie. W tym roku udało mi się tylko kilka razy "pomoczyć kija".

Cz. 2.
Foto 1. Jest taka przypadłość: kiedy mamy zmierzyć się z jakąś tematyką w dłuższym okresie czasu, tematyka ta rzuca się nam na mózg i wszędzie widzimy przedmioty z nią związane. Mam wrażenie, że epifityczne porosty szturmują miasto. Stawiam, że to przez moją zaczętą pracę mgr-ską.
Foto 2. Mam ci ja wosk YC, a nie mam ci ja kominka. Prowizorka działa najlepiej. A wosk Black Coconout pięknie pachnie.

Foto 3. Mniam, mniam, czyli wyjada jogurt z mojego kurczaczkowego kieliszka do jajek. (A! Szczur!)
Foto 4. Plaża? Nie, Jezioro Turawskie. Tam można spacerować przez cały rok.
Foto 5. Ozdoba lasu, Pan Muchomor z innej perspektywy. Troglodytów mających w zwyczaju dewastację tych i innych grzybów serdecznie pozdrawiam.

To tyle. Nie nadaję się na chińskiego turystę, nie umiem biegać z aparatem, aby uwieczniać wszelkie głupotki codzienności. Inna sprawa, że większość moich zdjęć na dysku, to zdjęcia... przyrodnicze. Powyższe zdjęcia nie były robione w zamyśle publikacji. Czy będzie kolejny foto-kolaż? Zobaczę. Jeśli tak, to pewnie też w formie zabawy.

poniedziałek, 21 października 2013

Biedronkowy balsam ujędrniający, który nawilża skórę.

Jakiś czas temu zintegrowałam się z niektórymi kosmetykami linii BeBeauty. Dziś napiszę dwa słowa o balsamie do ciała do skóry normalnej i suchej z kompleksem ujędrniającym. Opakowanie 250 ml kosztuje ok. 6 zł.

.

Plastikowa buteleczka wykonana jest z plastiku na tyle grubego, że nie widać ile balsamu pozostało w środku. Można postawić ją do góry nogami, ale nie jest wtedy zbyt stabilna.  


Zamykanie na klik - poręczne i szczelne.
Dużo można by pisać o składzie: jest od Sasa do lasa. Każdy znajdzie w nim to co uwielbia i co nienawidzi. Są ekstrakty z roślin, jest parafina i gliceryna. Zapraszam do lektury:


Producent chwali się wynikami dotyczącymi skuteczności działania. Dorzuca też piękny wykres. Cudowna manipulacja: pseudonaukowe poparcie chwytów marketingowych. Wg mnie z niego nic konkretnego nie wynika (za mało danych), ale może ktoś wywróży sobie z niego balsamową przyszłość:


 Po moich totalnie subiektywnych testach i zużyciu całego opakowania śmiem twierdzić, że ten produkt jest niezły. Nakładałam go wieczorem, mniej więcej co drugi dzień. Częściej nie musiałam, bo skóra była przyjemnie nawilżona i odżywiona. Ma kapitalny, wyraźny słodki (ale nie mdlący) zapach - długo pozostaje na skórze. O dziwo mi to nie przeszkadza, choć zwykle jest to minusem moich kosmetyków. Wchłania się przyzwoicie i nie brudzi ubrań. Konsystencja jest niezbyt gęsta, ale balsam nie uciekał mi z ręki.


Wydajność przeciętna, do zaakceptowania. To co jest z nim nie tak? W sumie nie radzi sobie z ujędrnianiem. Wcale. Z drugiej strony nie wierzę w cudowne czary mary bez ruchu i ćwiczeń, więc takie obiecanki z góry skazuję na porażkę.

Plusy:
+ jakość/cena: bardzo dobre połączenie
+ dobrze się wchłania
+ świetnie nawilża
+ przyjemny zapach

Wady:
- brak ujędrniania

Teraz przerzucam się na jeden z balsamów Balea. Produkt BeBeauty jest dobrym nawilżaczem, a właśnie to jest mojej skórze potrzebne. Myślę, że jeszcze po niego sięgnę - działanie i cena są naprawdę atrakcyjne.

A teraz idę przygotować sobie gorące kakao - coś ta jesień staje się coraz chłodniejsza. Może powinnam spróbować złapać ją w obiektywie.

wtorek, 15 października 2013

Tania sól do kąpieli, która podbiła blogosferę.

Biedronka wypuszcza co rusz nowe kosmetyki lub nowe wersje starych produktów. Dawno temu po niefortunnej przygodzie z ich solami do kąpieli zarzekłam się, że do nich nie wrócę. Wtedy zamiast relaksu miałam szorowanie zafarbowanej na czerwono wanny. Tylko taką rozrywkę zapewniły mi dawne sole. Od jakiegoś czasu głośno o nich na blogach - uznałam, że może warto dać drugą szansę tym kosmetykom.


 Wybór padł na sól o zapachu trawy cytrynowej i bambusa. Lubię takie odświeżające zapachy - pozostałe aromaty soli z Be Beauty mnie odstraszyły. Poza tym jej kolor jest delikatny, więc miałam nadzieję na uniknięcie szorowania wanny. Cena to 3,78 zł za 600 g produktu = "prawie" za darmo. Kryształki spakowano do wygodnej i poręcznej zakręcanej buteleczki.


W składzie ma być ekstrakt z bambusa. Fakt, jest - pod koniec rozpiski. Skład nie powala, ale przynajmniej nie zajmuje całej kartki A4. Producent zachwyca się (nas?) opisem soli. Ma być: pielęgnacja, wygłaszanie, odświeżenie, regeneracja, pobudzenie, blask... A co z tego wyszło?


Po wrzuceniu jednej - dwóch garści (brak info jak stosować) pod strumień gorącej wody łazienkę wypełnia naprawdę odświeżający zapach trawy cytrynowej, bambusa i czegoś jeszcze, czego zidentyfikować nie umiem. Zapach chemiczny, ale ładny. Problem polega na tym, że jak szybko się pojawia, tak szybko znika. Tak samo piana, która pojawia się przy laniu wody, po czym rozpływa się. Wchodząc do wody można już zapomnieć o aromaterapii. I tyle bajerów. Sól nie poprawia w żaden sposób kondycji skóry, choć również jej nie wysusza i nie podrażnia. Nie farbuje wody, nie ma problemu "szorowania" akcesoriów.

Plusy:
- ładny zapach
- niska cena
- poręczne opakowanie
- nie wysusza

Wady:
- zapach szybko znika
- nie poprawia kondycji skóry

Na pewno przyznaję tej soli, że jest dużo lepsza jakościowo od poprzedniczek sprzed kilku lat, które były bublami. Jej problemem nadaj jest to, że jakość nadal jest co najwyżej "średnia", akceptowalna dla mnie jedynie przez pryzmat ceny. Kosmetyk "zapchaj dziura" i "z braku laku".

sobota, 12 października 2013

"O, jaki ładny lakier. Pokaż paznokcie!"

Mniej więcej z taką reakcją spotkałam się w towarzystwie damsko-męskim, kiedy po raz pierwszy użyłam niebieskiego lakieru One Colour Pro. W rzeczywistości kolor jest ciemniejszy niż na zdjęciach - bliżej mu do chabrów niż do błękitu. Lakier dostałam od Anne Mademoiselle - trafiłaś idealnie!


Buteleczka jest naprawdę duża (16 ml), a cena niewielka: ok. 7 zł. Dostępny jest w sklepie online allepaznokcie.pl, czy gdzieś jeszcze: nie wiem, nie spotkałam się z tymi lakierami wcześniej. Składu brak, jest za to informacja o braku formaldehydów i toluenu, a sklep otagował te lakiery metką "profesjonalne".


Pędzelek jest średnio gęsty, ma niedługie włosie, za to "rączka" jest długa - jest szansa na wydostanie resztki kosmetyku. Generalnie jest poręczny.


Sam lakier ma intensywną barwę, przy jednej warstwie smuży, dwie kryją idealnie. Schnie szybko i można obejść się bez wysuszacza.


To gdzie wady tego lakieru? Jest dla mnie jedna: konsystencja emalii jest strasznie wodnista, niemiłosiernie rozlewa się po paznokciu, spływa na skórki. Jest to do opanowania, ale do zalet na pewno nie należy.


Paznokcie malowałam we wtorek wieczorem, dziś (tj. sobota rano) lakier ma się dobrze, nie odpryskuje, końcówki lekko starły się u prawej ręki (lewa nadal jest jak nowa).


Plusy:
+ cudny kolor
+ trwały
+ duże opakowanie i niska cena
+ poręczny pędzelek
+ szybko schnie

Wady:
- koszmarnie rozlewa się na skórki
- dostępny tylko online (?)

Efekt jest taki, że kiedy będę cierpiała na niedobory większej ilości lakierów, to chętnie zamówię kilka z tej serii. Przy tylu zaletach, jestem w stanie przemilczeć wodnistą konsystencję.

wtorek, 8 października 2013

Zawsze udane ciasto z dodatkami (np. śliwkami)

Korzystam z tego, co sezonowe. Grzyby mam już ususzone, zamarynowane, zamrożone. Teraz dla odmiany pora na coś słodkiego: a skoro jesień, to śliwki! Dostałam ten przepis jako recepturę, którą trudno zepsuć. To ponoć "sprytne ciasto" i faktycznie nie zdarzyło mi się zepsuć go nawet, kiedy zaczynałam uczyć się piec.


Przepis nadaje się pod praktycznie każdy dodatek (owoce świeże, przetworzone, bakalie, ser, mak itd.). Przy wyborze śliwek ważne jest by podzielone śliwki kłaść skórką do dołu. Wtedy ciasto nie nasiąknie ich sokiem.

Składniki:
- 3/4 szkl. mąki ziemniaczanej
- 1,5 szkl. mąki pszennej tortowej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 kostka margaryny (250g)
- 1 szkl. cukru 
- 5 jajek
- 1 cukier waniliowy
- dodatki (np. śliwki)

Mąki i proszek wymieszać razem i przesiać. Blaszkę wysmarować margaryną i wysypać bułką tartą. Pozostały tłuszcz rozpuścić. Przestudzony wlać do zwykłego cukru i powoli zmiksować mikserem wbijając po jednym jajku. Dodawać powoli łyżką przesiane mąki. Po uzyskaniu jednolitej masy wylać ją na blaszkę. Na wierzch wyłożyć dodatki. Śliwki posypać cukrem waniliowym. 

Piec ok. 45 min. w 200 st. C. Aby sprawdzić czy już się upiekło warto nakłuć je patyczkiem od szaszłyków między śliwkami.


 Polecam: to proste ciasto, bez ważenia produktów i przede wszystkim jest smaczne. Dobrze smakuje ze świeżymi winogronami, brzoskwiniami, nektarynkami, śliwkami, jabłkami itd. Zdjęcia tylko w blaszce, bo moje ciasto nadal nie ostygło :).


Smacznego :)

środa, 2 października 2013

Zakupy i wydatki za wrzesień, rozmiar "S"

 Wrzesień to miesiąc skromnych zakupów. Przynajmniej tych kosmetycznych. W planach miałam kupno płynu do kąpieli firmy Verona, ale nigdzie go nie znalazłam. Miałam, ale nie dotarłam do Hebe po lakier do paznokci. Może w październiku się ziszczą.


Po uczuleniu się na żele Balea potrzebowałam nowych zamienników. Padło na dwa żele:
- BeBeauty Spa z algami za 4,99 zł.
- Palmolive w wersji XXL w promocji za 8,99 zł. 
 Obydwa działać działają, pachną do zaakceptowania, choć mnie nie powalają. Potrzebuję innego produktu o bardziej jesienno-zimowym zapachu.
- Sól do kąpieli z BeBeauty za 3,78 zł. Kupiłam, bo wszystkie piejecie jaka jest cudowna... oj, jakoś mnie nie urzeka. Jedyne co tu jest cudowne to cena :).
- Nivea w kulce do B&W. Zdradziłam moją Rexonę w sztyfcie do B&W, bo plamy zostawiała koszmarne. Zobaczymy jak teraz będzie. Cena regularna koło 11 zł, ja kupiłam w Astorze za 7,49 zł

No i tyle z zakupów.

Założenie wydatków na wrzesień to: nie przekroczyć 50 zł.
Po łatwym zsumowaniu powyższych cen okazuje się, że we wrześniu wydałam:


Wrzesień 2013: 25,25 zł
Założenie spełnione i takie samo mam na październik. Na razie zapasy kosmetyczne nadal mam, więc nie powinno być trudno. Uwierzcie, że tak małe kwoty nie bolą przy podsumowaniu :).