Strona główna

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Trochę prywaty, czyli jak kobieta załatwia naprawę auta.

Dziś nie kosmetycznie i wyjątkowo trochę prywaty. Kto chce się pośmiać i wysłuchać trochę żali: zapraszam, rozsiądź się przed monitorem najlepiej z kubkiem dobrej kawy/herbaty. Komu się czytać nie chce lub chce kosmetyki: zapraszam na następną notkę za jakieś dwa dni. 

Trochę żali:

Generalnie mam urwanie... głowy. Na uczelni ludziom odbija, kończę poprawiać pracę dyplomową, moja promotor okazała się tak niekompetentną istotą ludzką, że się w głowie nie mieści i wisi nade mną (i innymi przyszłymi lic./mgr) wizja nie obronienia. Mężczyzna wybył mi do nowej pracy, szykuje nam się do końca miesiąca przeprowadzka pod nieznany nam jeszcze adres, a miejsce gdzie obecnie mieszkamy stało się cokolwiek nieznośne. Potem szukanie pracy dorywczej dla mnie i rekrutacja na kolejne studia i studium. 

Bum. Taki mały armagedon. Najwyżej mnie wywiozą i dadzą żółte papiery.

Teraz trochę komedii (w końcu do dramatu zalicza się i komedie, i tragedie, więc wszystko się zgadza):

W tej całej kołomyi (patrz akapit wyżej) padły mi dwie opony w samochodzie. Stare były, wyskoczyły na nich buły. Auto radośnie merdało swoim tyłem. Trzeba kupić nowe, założyć i gitara. Koszt koło 400 zł. Ała.

Mój Mężczyzna poszedł do pracy, a do mnie wpadł Brat na kawę. Brat jeździ zawodowo, właśnie stopem wracał do siebie do domu (niedogadanie rozładunku), a tu moje Opole wyrosło mu po drodze na drodze. Szybka kawa: ma u siebie dwie używki, będą pasować do mojego pojazdu. Efekt: zamiast wracać stopem zawiozłam go do domu, bezczelnie pozbawiłam dwóch używek, wdarłam się na krzywy ryjek do mechanika, który pozbył się moich bułowatych opon (które już zaczynały pękać wewnątrz i od środka nosiły ślady czegoś, co mogło świadczyć o łataniu przez poprzedniego właściciela) i pochwalił, że na tych używkach trochę pojeżdżę. 

Potem jeszcze obiad, kawka (Brat nauczył mnie w końcu przyrządzać smaczne krewetki - hurra!) i w drogę powrotną. Sto kilometrów, ulewa, burza, powódź na drodze. Mycie podwozia gratis. O dziwo woda nie wlała się do środka. Sukces normalnie, a już myślałam, że przyjdzie mi śpiewać We all live in a green submarine, green submarine, green submarine... Chodniki znikły gdzieś pod wodą, ale jak odbiłam się od jednego na zakręcie, to wiedziałam, że muszę odbić trochę w lewo, bardziej z nurtem. Wróciłam do domu dumna z nowych-starych opon, zaoszczędzenia trochę zł i samego faktu, że nie muszę ani ja, ani mój Mężczyzna za tym latać. 

Wczoraj jedziemy razem do pobliskiego sklepu w celu zakupów grillowych i (On nieświadomy) w celu "zobaczenia różnicy", że kuprem auta już nie buja od Sasa do lasa. 

No, jedziemy:
- I jak te opony, teraz też nami buja (pytam podekscytowana)?
- No. Buja, trzeba szybko zmienić.
Obraza majestatu pełna, ja taka z siebie zadowolona, a On mi mówi, że dalej buja?
- Coś źle powiedziałem? 
- W zasadzie nie. Pogadamy pod sklepem, jak auto obejrzysz.
Dwie minuty nerwówki. Wysiadamy na parkingu. 
- No i zobacz opony, i dopiero powiedz.
- Rany boskie, czemu Ty mi pod domem nie powiedziałaś, przecież bym zrobił... Załamanie pełne i lekki wyrzut w głosie.

Lekkie zdziwko z mojej strony. Zaczynam tłumaczyć, że mamy stare-nowe opony, obchodzę auto od tyłu od strony pasażera, a głos sam mi się ucina.
Z tyłu na mojej pięknej starej-nowej oponie jest kapeć. Permanentny kapeć. Wyciągamy koło zapasowe z bagażnika.



Kurtyna i ręce opadają.

Pomysł by opisać tę sytuację z prezentacją jazdy na nowych-starych oponach wziął się z wczorajszej rozmowy z Arcy Joko. Wspominałyśmy spostrzegawczość mężczyzn w kategoriach nowy makijaż/kolor włosów. Cóż, wczoraj posądziłam mojego Mężczyznę o brak spostrzegawczości w kategorii samochodowej, jak widać niesłusznie. Mówię Wam, ten brak spostrzegawczości kosmetycznej można im wybaczyć. :)

22 komentarze:

  1. heh świetna historia - śmieszna bo prawdziwa ;)
    obserwuje i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj do śmiechu mi nie było, dziś już przetrawiłam temat i się z tego śmieję :)

      Usuń
  2. O matko święta hahahaha. Ładnie się musiałaś zdziwić jak pod sklepem znowu był kapeć.. No nie mogę. Ale za to co za przygody, 100 km w trakcie powodzi i jazda z nutrem, nieźle. Sumując, mężczyźni to jednak mają nosa do tego co trzeba. Masz rację, że nie zauważanie zmian kosmetycznych można im wybaczyć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu kobiety kochają mężczyzn za inne walory, a mężczyźni kochają kobiety za specyficzne dla nas atuty. I niech mi tu nikt zwariowaną wizją równouprawnienia oczu nie mydli :).

      Usuń
  3. Widzę z deszczu pod rynnę :P
    Promotorką się nie przejmuj, bo przynajmniej jest, a mój jedzie na urlop. Jeszcze trochę i osiwne do reszty o.0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jej teraz nie ma, bo ma "pilne sprawy osobiste i mamy jej głowy nie zawracać", a potem jedzie na konferencję.

      Usuń
    2. No to masz niestety gorzej... czasem się zastanawiam po co biorą studentów jak nie mają dla nas czasu :(

      Usuń
    3. Nie wiem po co, niby im za to płacą. Nie chcę się licytować z nikim kto ma gorzej, ale to co tu się wyprawia zakrawa na burdel. Poszlibyśmy wszyscy gdzieś na skargę, ale nawet nie za bardzo jest gdzie. Oby Twój/Twoja szybko skończył(a) urlop. Dziś znów zmieniono mi termin obrony.

      Usuń
  4. Ale przytoczenie piosenki naprawdę przednie, aż sama do siebie się uśmiechałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam tylko zwiastun łodzi podwodnej, w Wawie kierowcy mieli gorzej. ;)

      Usuń
  5. Współczuję opon i stresów związanych z pozostałymi życiowymi atrakcjami. Nie mniej jednak zawsze można patrzeć na jasną stronę życia - w końcu kapeć w oponie to nie koniec świata ;). Wszystko się ułoży prędzej niż myślisz i te przygody będziesz wspominać ze śmiechem - tego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, skupiłam się na oponach i zapomniałam jeszcze w szczególności powspółczuć Promotorki... ale myślę, że na tym froncie też jakoś się ułoży :)

      Usuń
    2. Musi się wszystko ułożyć, bo innego wyjścia nie ma. Już tak jakoś w życiu jest, że raz na jakiś czas mamy aż za dużo atrakcji. Przynajmniej się nie nudzę.

      Usuń
  6. ojoj, a to Ci się historia wydarzyła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę atrakcji, tak żeby monotonię dnia codziennego przerwać.

      Usuń
  7. Zabawnie opisałaś wcale nie zabawną historię z oponami :). Życzę obronienia pracy dyplomowej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale się usmialam :D no to teraz mogę szykować się do pracy, humor poprawiony wiec uciekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. tez ostatnio złapałam gumę, na szczęście na podwórku dopiero pękła i zajął się tym mój brat ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guma to niewielki problem sam w sobie. Ja zrobiłam przynajmniej 200 km żeby mieć opony, a tu zonk. :)

      Usuń

Miło mi, kiedy czytam Wasze komentarze i bardzo Wam za nie dziękuję! :)
Proszę, abyście nie zostawiały reklamowych linków. Znajdę Wasze blogi, dzięki linkom podanych w Waszych profilach. Niechciane komentarze będą usuwane. Komentarze "obserwacja za obserwację" będą usuwane