Strona główna

środa, 12 czerwca 2013

Maseczka peel-off z algami ze Starej Mydlarni - instrukcja obsługi.

Przedstawiam Wam dziś maseczkę, z którą ja polubiłam się od razu, a której wersja arganowa wzbudziła skrajnie negatywne emocje w recenzji na wizażu. Wydaje mi się, że druzgoczące opinie wynikły z faktu, że maseczkę z algami  Algae Thalasso od Starej Mydlarni  jak i inne maseczki peel-off tej firmy przyrządza się samemu. Napiszę jak to można zrobić, żeby nie przedobrzyć i jej nie zepsuć. Kosmetyk ten dostałam od Bambi w ramach wygranego rozdania.


Maseczka przeznaczona jest do nakładania tylko na twarz, ale jej ilość spokojnie wystarczy również na szyję. Jej skład wiele mi nie mówi, poza tym, że faktycznie są w nim algi. Saszetka jest dość duża, w środku znajdują się 4 gramy sproszkowanej maseczki. Wody w niej brak. Ceny w internecie widziałam różne: od 5 do 8 zł. Do kupienia w drogeriach Natura.


 Maseczka ma poprawiać jędrność i gęstość skóry, rozkurczać ją i zapobiegać zmarszczkom mimicznym. Nie oszukujmy się, u 20-paro latek tych zmarszczek wiele nie ma, ale byłam ciekawa jak moja twarz będzie wyglądała po algach.

 

I tu dochodzimy do sedna sprawy, czyli jak robić, żeby zrobić tę maseczkę. Po pierwsze: trzymamy się zasad, które są napisane z tyłu saszetki.


Wszystko co potrzebujemy do maseczki i ewentualne umilacze po jej nałożeniu (świece, serial w tv, gazetka, muzyka?) szykujemy przed zaczęciem rozrabiania maseczki. Mi wystarczyła dobra lista z mp3 w Winampie, a do tego salaterka, łyżeczka od herbaty i dwa identyczne kieliszki. Do jednego wlałam wodę, do drugiej wsypałam maseczkę: 


Wagę laboratoryjną zostawiłam w laboratorium, więc stosunek woda : maseczka (3:1) zrobiłam w nich na oko. Na przyszłość dałabym jeszcze ciut mniej wody, bo wolę gęste maseczki.


Maseczka ma specyficzny, ale bardzo delikatny zapach. W postaci suchego proszku ma kolor bladej mięty.


Po ustaleniu jako-takich proporcji maseczkę przesypujemy do miseczki.


Dolewamy odmierzoną w drugim kieliszku wodę. Wydaje mi się, że przy wątpliwościach czy nie dajemy za dużo wody, lepiej jest troszkę odlać. Najwyżej będzie trochę gęstsza, bo moja rzadka nie była, z twarzy nie uciekała, ale z palców już troszkę tak. Suchy proszek zaczyna zmieniać kolor na pistacjową miętę. Od razu zaczynamy mieszać łyżeczką, rozcierając większe grudki o brzegi naczynia. Nie miałam z tym najmniejszych problemów. Stara Mydlarnia napisała, że mieszać należy minutę i tego radzę się trzymać. Po tym czasie maseczka zaczyna zastygać.


Tak rozrobioną maseczkę nałożyłam naprawdę grubą warstwą na twarz. Efekt miętowego potwora murowany ;). Pod koniec nakładania, z którym niezbyt się spieszyłam, zaczęły pojawiać się w miseczce gluty przypominające źle rozrobiony kisiel. To nie były grudki suchego proszku, maseczka po prostu już zaczęła tężeć i spokojnie uniknę tego w przyszłości jeśli zamiast sprzątać i myć kieliszki od razu zacznę ją nakładać. 

Myślę, że niektóre dziewczyny mogły przegapić moment dobrego rozrobienia maseczki i mieszać ją za długo - stąd zamiast fajnego kosmetyku zostały z nic nie wartą breją w miseczce. Nie wiem tego na pewno, ale tyle wywnioskowałam po opisach na wizażu i własnych doświadczeniach.

Trzymamy ją na twarzy kwadrans, może do 20 min. Towarzyszy temu lekkie uczucie ściągania, kiedy maseczka zmienia konsystencję. Nie czekamy aż całkiem wyschnie. Na amen zaschła mi w kilku miejscach na włosach i po bokach, gdzie dałam jej za cienką warstwę (bez okularów zawsze się cała upapram, taki urok wad wzroku). Nie próbujcie tego zdrapywać, bo trzyma się mocno, aż boli! Za to płatek z tonikiem (wodą) rozwiązuje sprawę od ręki i wszystkie resztki schodzą bez problemu. Z pozostałej części twarzy maseczka schodzi faktycznie płatami. Pod tym względem jest lepsza od innych gotowych peel-offów jakie miałam. Mi nie udało się ściągnąć jej w jednym kawałku, ale myślę, że to tylko kwestia wprawy. Faktycznie po jej ściągnięciu nie miałam potrzeby jakiegokolwiek mycia twarzy.

A efekty? Nie są spektakularne, to na pewno bo nagle moje pierwsze zmarszczki nie znikły, ale tak na poważnie, to chyba nie ma co oczekiwać od maseczki efektu skalpela. Nie umiem odnieść się do zwiększenia gęstości skóry i innych zapewnień producenta. Za to na pewno wiem, że skóra wydawała się jędrniejsza, trochę nawilżona i odżywiona, nabrała blasku. Dla mnie to świetny kosmetyk przed wielkim wyjściem.

Plusy:
+ dobra stosunek cena/jakość
+ odżywia i ujędrnia skórę
+ neutralny, choć specyficzny, bardzo delikatny zapach
+ przy odrobinie chęci faktycznie schodzi wielkim(i) płatem (płatami)

Wady:
- potrzeba trochę zdolności "kucharskich", żeby nie zrobić z niej kisielu (aczkolwiek instrukcja z tyłu opakowania jasno mówi co zrobić ;))
- wysuszone resztki wymagają przemycia wodą/tonikiem, aby zeszły
- efekt miętowego (bagiennego) potwora

Lubię ją i na pewno jeszcze się na nią skuszę. Maseczki powyżej 5 zł to raczej nie moja bajka, a już kilka "z górnej półki" mnie do siebie zraziło. Generalnie w maseczkach irytuje mnie nieporadność podczas ich nakładania i podczas siedzenia z nimi, bo nie mogę mieć wtedy okularów, jednak po algową maseczkę od Starej Mydlarni chętnie sięgnę, kiedy będę miała jakieś ważne wyjście.

26 komentarzy:

  1. Nie miałam nigdy maseczki, którą robi się samemu po otworzeniu opakowania. Fajna opcja, bo bardziej można się wczuć w klimaty SPA :D i wtedy ta bagienność może być plusem, jednak rzeczywiście może być w niej niewygodnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bagienność jej wybaczam, bo pozostałe dwie wady, które wymieniłam nie robią na mnie tak naprawdę wrażenia, choć wiem że dla innych mogą mieć kluczowe znaczenie. O dziwo faktycznie wczułam się w takie relaksujące klimaty :)

      Usuń
  2. jestem zawiedziona , że nie ma twojego zdjęcia z tą maska na twarzy haha...uwielbiam je ogladać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego jej nie ma :D. Myślę, że powinnaś sama ją przetestować i stosowne zdjęcie umieścić u siebie :D.

      Usuń
  3. fajna maseczka ale ja nie mam zdrowia do takiej roboty, wybieram gotowe bo po prostu nie chce mi sie tego mieszac:) ale podziwiam Wszytskich, ktorzy to czynia:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, mnie to mieszanie sprawiło przyjemność :)

      Usuń
  4. Dla mnie maski algowe dają najlepsze efekty spośród wszystkich masek. Fakt, że dla osób niewprawionych ich rozrabianie może stanowić problem, aczkolwiek jak będzie się trzymać proporcji podanych na opakowaniu to nie powinno być problemu. Trzeba ją baardzoo szybko nakładać, bo szybko zastyga, a jak nałoży się bardzo gruba warstwę to wtedy odchodzi łatwo i przyjemnie w całości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jak piszesz :). W świecie maseczek mam średnie rozeznanie, ale sama dostrzegam, że ta maska ma wiele zalet.

      Usuń
  5. oo O.o nie wiedziałam, że Stara Mydlarnia posiada maseczki w asortymencie :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posiada i wygląda na to, że przynajmniej ta z alg jest warta uwagi :)

      Usuń
  6. Nie przepadam za takimi maseczkami. Jedyne co mi się w nich podobało, to forma zdejmowania - zawsze pomagałam w tym siostrze, jak byłam mała ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo osób nie lubi peel-offów, czekam aż ktoś założy klub "say no for peel-offs" ;)

      Usuń
  7. Nie lubię peel-off'ów no chyba że algi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytałam, że jest to glonowa maseczka, to obawiałam się zapachu. Na szczęście bezpodstawnie.

      Usuń
    2. Przyniosę Ci kiedyś maseczkę morską do powąchania. Albo nie, bo mnie przestaniesz lubić :P

      Usuń
    3. Takich bonusów nie potrzebuję, węch mam wrażliwy :D. Morskie aromaty strawię jedynie nad morzem. ;)

      Usuń
  8. także je średnio lubię ;) ja po prostu wielbię maseczki z ziaji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to ja od Ziai trzymam się raczej z daleka, zawsze zrobią mi krzywdę. Co prawda mam jeszcze jakieś nowe niewypróbowane, ale chyba się boję :D

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. ...więc przekonuję, że warto ją wypróbować :)

      Usuń
  10. Lubie maseczki z alg, ale dosłownie z Alg, a nie z dodatkiem alg. ;-) Robię je sobie sama z alg, dostępnych w sklepach z biochemią. Polecam spirulinę. Zapach nieszczególny, ale jakie efekty! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to jakiś pomysł na bardziej profesjonalną maseczkę w domowym zaciszu. Może skorzystam, jeśli znajdę taki sklep w swojej okolicy :)

      Usuń
    2. Większość tych sklepów to sklepy internetowe. ;-) Ale słoik spiruliny wystarcza na dosyć długo. ;-) I przy okazji kupowania jej, biorę różne inne mazidła i cuda do tuningowania gotowych kosmetyków i robienia własnych. :-)

      Usuń
    3. Jeszcze nie wkręciłam się w robienie profesjonalnych mazideł w domowym zaciszu, ale czuję w kościach że będę próbowała coś zdziałać :)

      Usuń
  11. osobiście uwielbiam i stosuję naturalne maski bardzo często...ze starej mydlarni jeszcze nie miałam, ale bardzo mnie kusi glinka marokańska ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marokańską znam tylko ze zdjęcia. Wypróbuj i daj znać czy jest dobra. Potem najwyżej ja się skuszę :)

      Usuń

Miło mi, kiedy czytam Wasze komentarze i bardzo Wam za nie dziękuję! :)
Proszę, abyście nie zostawiały reklamowych linków. Znajdę Wasze blogi, dzięki linkom podanych w Waszych profilach. Niechciane komentarze będą usuwane. Komentarze "obserwacja za obserwację" będą usuwane