Strona główna

czwartek, 11 czerwca 2015

Wracam! Wspomnienia z majowego koncertu

Maj, najpiękniejszy miesiąc - mój ulubiony. Spędzony w pracy, na uczelni, a w dni wolne w domu po 14h przy laptopie, by wyrobić się z deadline'mi i mieć czas na urlop w czerwcu. O urlopie będzie kilka notek w miarę wolnego czasu. Tymczasem z przyjemnością wracam do odskoczni od kieratu, jaką był koncert w Krakowie. Przypadkiem zbiegł się on z moją datą urodzin - takiej imprezy urodzinowej w życiu nie miałam. ;)

Bilety: 90zł za trzy zespoły, gdzie gwiazdą wieczoru była Sonata Arctica.



Na dobry wieczór przywitał nas szwedzki support Twilight Force. Wydali jedną płytę, w tym roku mają wydać kolejną. O dziwo wokalisty słucha się przyjemniej na żywo niż z płyty - chyba za bardzo ugrzecznili mu głos. W każdym razie czekam na tę nadchodzącą płytę. Muzyka kapitalna - mocna, bardzo melodyjna. Opowieści w niej zawarte nawiązują do czasów rycerzy, smoków, magii, pojedynków, honoru. Fantastyka pełną gębą. Nie dziwię się, że zespół określa się jako adventure metal.

Dla mnie istotne było to, że po występie nie uciekli od fanów. Efekt? Wyszłam z ich płytą z autografami i zdjęciem z zespołem. Potem wokalista jeszcze udzielał się na scenie śpiewając z Sonatą, pokazując co jeszcze potrafi. A potrafi dużo. Odczarowali dla mnie słowo "zmierzch".



Potem wyskakałam się i wyśpiewałam pod sceną z Freedom Call power metalowym zespołem z Niemiec. Robienie show w niewielkim klubie naprawdę ma sens - nie straszny deszcz, choćby się nie chciało jest się blisko sceny nawet jeśli nie pod samą sceną. Woodstockowe błoto - to nie dla mnie.



Po tym jak fińska Sonata Arctica wparowała na scenę efekt mógł być tylko jeden - przez kolejne trzy dni chrypiałam, tak zdarłam gardło. Było dużo energii i dużo nostalgii przy balladach. A ballady robią genialne. Właśnie przez ten zespół bilety kupowałam już w marcu. Miałam też trochę szczęścia - następnego dnia wokalista się niestety rozchorował i nie był w stanie zaśpiewać drugiego koncertu, tym razem w Warszawie. A właśnie tam miałam jechać w pierwotnym zamyśle. Bawiłam się świetnie, choć muszę uczciwie przyznać, że narracja między kolejnymi utworami, która była puszczana z playbacku nie dodała urody zespołowi.

A na koniec, jeśli jest tu ktoś, kto liczy na spijanie krwi dziewic, szatana i mordowanie czarnych kotów, bądź kóz na koncercie metalowym, to odsyłam do klipu poniżej. Ja najpierw się zdziwiłam... a potem uśmiałam :).


3 komentarze:

  1. Cieszę się, że się tak wspaniale bawiłaś i do tego jeszcze w dniu swoich urodzin :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że koncerty się udały :) Witaj z powrotem :)

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, kiedy czytam Wasze komentarze i bardzo Wam za nie dziękuję! :)
Proszę, abyście nie zostawiały reklamowych linków. Znajdę Wasze blogi, dzięki linkom podanych w Waszych profilach. Niechciane komentarze będą usuwane. Komentarze "obserwacja za obserwację" będą usuwane