Strona główna

czwartek, 18 czerwca 2015

Wakacje w cieniu Tatr

Pierwsze 10 dni czerwca spędziłam na Podhalu, a dziś mam dla Was garść informacji, ciekawostek tytułem wstępu. Takich ogólnych, które nie koniecznie wiążą się z konkretnymi miejscami, które zwiedzałam. W kolejnych notkach pokażę Wam kilka ciekawych miejsc, które odwiedziłam.

Miałam ładny widok z pokoju :)

Na początek nie odkryję Ameryki i powiem - jeśli Tatry, to nie w sezonie. Nie ma co wściekać się na tłumy turystów w święta i wakacje - góry mają nieodparty urok, więc z pokorą trzeba przyjąć, że nie jest się tu samemu. Niemniej jednak nawet w długi weekend, który wypadł w środku mojego urlopu, można zorganizować sobie czas w miarę bezboleśnie uciekając od kolejek.

Legendy o turystach w japonkach, z reklamówkami niestety nie są wyssane z palca. Tak samo jak turyści wprowadzający do Tatrzańskiego Parku Narodowego psy. Góry, nawet zdobywane ich najniższe partie, uczą pokory. Przy każdym wejściu na szlak widziałam zdziwienie wśród turystów. Kto się dziwił? Pan, który skręcił kostkę wędrując w klapkach na Morskie Oko. Pani w zaawansowanej ciąży, balerinach, długiej, zwiewnej sukience, w cienkim sweterku wędrująca wokół Morskiego Oka... podczas ulewy z gradem. Nie żeby gdzieniegdzie śnieg leżał po majowej zadymce... Pan  burzący się w kolejce pod Kasprowym, że turyści mają plecaki na plecach - to śmiertelne zagrożenie i chamstwo, a on pół świata zwiedził i wie, że to tylko u nas taka ignorancja. Pomijam, że łatwiej było go przeskoczyć niż obejść, a koszula w kancik bez okrycia wierzchniego, sandałki (z białymi skarpetkami) nie pomogły na szczycie, gdzie też miejscami leżał śnieg. Była też zdziwiona mama z rodziną, karcąca zezłoszczone dzieci (czyt. potomstwo w wieku 20+), że jakby nie pyskowali strażnikowi TPN, to by przymknął oko i pozwolił wprowadzić psa. Potomstwo upierało się, że trzeba było go wnieść w torbie, to by się "nie kapli". Byli zdziwieni turyści bez mapy, nie wiedzący gdzie w zasadzie są. Poza tym było... pięknie! Spokojnie. I tego spokoju było dużo więcej niż zgiełku, ale o tym napiszę następnym razem.

Jeśli Tatry, to i Zakopane. Ale czy koniecznie? Raczej nie. Wyjścia na szlak są w zasadzie w miejscowościach przyległych do Zakopanego. Równie dobrze można uciec od tego niewielkiego miasta i zrobić sobie bazę wypadową gdzieś po sąsiedzku. Podróżowanie własnym autem poza sezonem jest wygodnym pomysłem, choć za parkingi trzeba płacić 10-20zł/dzień.

Na Kasprowym...

Ile takie wakacje mogą kosztować? W zależności od potrzeb. Pojechałam w góry z moim facetem i po przeliczeniu wydatków wyszło jakieś 1500zł/os. z benzyną, noclegami, ze wszystkim, na co mieliśmy ochotę. 1000km szybko się "przejechało". Obiady w karczmach są naprawdę dobre - nigdzie nie trafiłam na złe jedzenie. Za 30-35zł można najeść się wszędzie. Są też miejsca tańsze, są i droższe, ale generalnie menu wszędzie przewidywało jakieś polecane danie za niższą cenę. Baranina w sosach w różnych wersjach była świetna w Pstrągu Górskim i Stodole na Krupówkach. W Pstrągu pstrągi były rewelacyjne. Zakupy najczęściej robiłam w Delikatesach na Klinie w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie miałam po drodze. Zamieniając stołowanie się w knajpach na swoje obiadki i delikatesy na coś biedronkopodobnego można by wymiernie zmniejszyć koszty. 

Widok z balkonu

Wydaje mi się, że w końcu dorwałam prawdziwego oscypka - czasy, gdzie oscypki były wszędzie już minęły. Uważnie szukałam na Krupówkach od stoiska, do stoiska kogoś z unijnym certyfikatem. I trafiłam na panią, który takowy miała, sery miała świetne i twierdziła, ze w sumie dobrze się stało, że oscypek jest teraz z certyfikatem: bo wcześniej oszukiwali i się dorobić nie mogła, a teraz tylko 2 stoiska na Krupówkach mają tradycyjne oscypki, a reszta to tylko "serki podhalańskie". Jeśli ktoś sprzedaje oscypki - warto poprosić o ten kawałek papieru z certyfikatem. Pokazać go mają obowiązek i choć wydawało mi się, że to niestosowne... pani wcale się nie obraziła. A serki podhalańskie? Też są dobre, choć smak trochę inny. Zdarzyło mi się kupić rewelacyjne sery, trafił się również w bacówce dobry, ale nie uwędzony do samego środka, a raz trafił się ser, który był twardy na zewnątrz i chyba był "malowany", a nie wędzony. Paskudny. Ponoć najlepsze są z bacówek, choć pewna góralka mówiła, że też różnie z tym bywa.

Zakwaterowanie znalazłam uStachy w Bukowinie Tatrzańskiej. Zalety: tanio, czysto. Pokoje z balkonem i łazienką. Bez wyżywienia, z dostępną ogólną kuchnią. Ładny ogródek z altaną, boiskiem... ale największą zaletą byli przesympatyczni, życzliwi właściciele. Wady: tylko dla zmotoryzowanych. W zimie bez łańcuchów ani rusz, ale na stoki narciarskie blisko. Generalnie na brak pensjonatów, pokoi, willi nie można narzekać. Bukowina jest kapitalnym miejscem, z którego można startować czy to w Tatry, czy to w Pieniny. I do basenów termalnych jest blisko.

Tyle tytułem przydługiego wstępu. Następnym razem będzie więcej zdjęć i mniej tekstu do czytania. ;)

8 komentarzy:

  1. Już nie mogę doczekać Twojej fotorelacji. Uwielbiam Tatry, a tak dawno tam nie byłam.
    A Bukowinę darzę szczególnym sentymentem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę Bukowiny nie poznałam wcale - zakwaterowanie miałam na jej uboczu. Ale otoczenie - przepiękne! Zachwyciłam się tym miejscem i było mi żal stamtąd odjeżdżać.

      Usuń
  2. Chciałabym bardzo pojechać w Tatry, na razie to w sferze moich marzeń.. Póki co muszą mi wystarczyć pobliskie Sudety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tatry marzyły mi się dobre 5 lat zanim udało mi się do nich dotrzeć. Sudety też są zachęcające i myślę, że je odwiedzę.

      Usuń
  3. Tak to jest z tymi turystami w Tatrach. Dla mnie było szokiem jak zauważyłam gościa w japonkach pod Giewontem. Albo ludzi, którzy wybierali się na Rysy po godz. 14:00 (nie dość, że trzeba wejść to jeszcze zejść).
    Widok z okna miałaś rewelacyjny.
    Byłam w Tatrach zimą ale z chęcią wybrałabym się tam znowu. W sumie to w jakiekolwiek góry :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Giewont się nie pchałam, na Rysach było tyle śniegu, że też je odpuściłam. Mi wcale nie chodzi o sam dziwaczny widok ludzi idących w góry w japonkach... tylko o tych ludzi z GOPRu i TOPRu, którzy później narażają swoje życie, by co poniektórych delikwentów ściągnąć bezpiecznie do miasta.

      Usuń
  4. Sama schodząc kiedyś z Kasprowego w Czerwcu gdzie leżało jeszcze dużo śniegu widziałam dziewczynę w sandałkach więc na 100 % nie są to bajki wyssane z palca. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku myślałam tylko "nic, tylko zrobić takim zdjęcie...". Ale po kilku kilometrach uznałam, że nie ma sensu, bo to zjawisko jest tak powszechne, że w sumie to żadna sensacja.

      Usuń

Miło mi, kiedy czytam Wasze komentarze i bardzo Wam za nie dziękuję! :)
Proszę, abyście nie zostawiały reklamowych linków. Znajdę Wasze blogi, dzięki linkom podanych w Waszych profilach. Niechciane komentarze będą usuwane. Komentarze "obserwacja za obserwację" będą usuwane